jest tyle rzeczy o których chciałabym napisać, że nawet nie wiem od czego zacząć, ale dziś może poród.
w czwartek od 6 rano skurcze, pojechaliśmy po 9 do szpitala, izba przyjęć, skurcze coraz częstsze, babeczka wypisywała mnóstwo papierów, zebrała dane, badania i wszystko co potrzebne. no i na porodówkę, tam trafiłam na położna, która się mną do końca zajęła, życze każdemu takiej położnej: kompetentna, pomocna, wspierająca, wszystko mi mówiła, opowiadała, ciągle ze mną była, w silnych skurczach podpowiadała co robić, bo ja z braku sił i chyba emocji nie umiałam oddychać żeby dotleniać małego. sama nie spodziewałam się takiego bólu naprawdę szczerze myślałam, że będzie trochę inaczej, a i tak pocieszali mnie bo nie miałam bóli krzyżowych - które są ponoć nie do zniesienia. człowiek sam nie wie co mówi w chwili kiedy skurcz osiąga swój zenit, wydaje z siebie dźwięki, które nie chce żeby wychodziły ale to było silniejsze. od godziny położna mówiła już już już już już i już, aż w końcu było upragnione już, Mały na zewnątrz i ból minął migiem. leżąc tam dziękowałam Bogu, że mój mąż nie chciał porodu rodzinnego, że ja go do tego nie namawiałam, po tym co się tam przechodzi nie chciałabym aby to widział, to była dobra decyzja, że rodziłam sama. mąż będąc na zewnątrz to zaraz go wpuścili widział od razu jak małego jeszcze trzymają nade mną, ja płacze, później już mu go dali, płakaliśmy oboje bo Nasze szczęście, Nasz owoc już był z NAMI :))) teraz jesteśmy szczęśliwi w 3. mamy siebie, naszą małą rodzinkę.
kocham tych moich chłopaków.
w czwartek od 6 rano skurcze, pojechaliśmy po 9 do szpitala, izba przyjęć, skurcze coraz częstsze, babeczka wypisywała mnóstwo papierów, zebrała dane, badania i wszystko co potrzebne. no i na porodówkę, tam trafiłam na położna, która się mną do końca zajęła, życze każdemu takiej położnej: kompetentna, pomocna, wspierająca, wszystko mi mówiła, opowiadała, ciągle ze mną była, w silnych skurczach podpowiadała co robić, bo ja z braku sił i chyba emocji nie umiałam oddychać żeby dotleniać małego. sama nie spodziewałam się takiego bólu naprawdę szczerze myślałam, że będzie trochę inaczej, a i tak pocieszali mnie bo nie miałam bóli krzyżowych - które są ponoć nie do zniesienia. człowiek sam nie wie co mówi w chwili kiedy skurcz osiąga swój zenit, wydaje z siebie dźwięki, które nie chce żeby wychodziły ale to było silniejsze. od godziny położna mówiła już już już już już i już, aż w końcu było upragnione już, Mały na zewnątrz i ból minął migiem. leżąc tam dziękowałam Bogu, że mój mąż nie chciał porodu rodzinnego, że ja go do tego nie namawiałam, po tym co się tam przechodzi nie chciałabym aby to widział, to była dobra decyzja, że rodziłam sama. mąż będąc na zewnątrz to zaraz go wpuścili widział od razu jak małego jeszcze trzymają nade mną, ja płacze, później już mu go dali, płakaliśmy oboje bo Nasze szczęście, Nasz owoc już był z NAMI :))) teraz jesteśmy szczęśliwi w 3. mamy siebie, naszą małą rodzinkę.
kocham tych moich chłopaków.
dobrze ze wszystko poszlo sprawnie i szybko;) poradzilas sobie i to jest najwazniejsze ;);]
OdpowiedzUsuńMoj maz byl ze mna i nie wyobrazalabym sobie gdyby go tam nie bylo. A balam sie tego, na poczatku nie chcialam zeby byl, ale to byla najlepsza decyzja jaka podjelismy w ciazy;) wspieral mnie, trzymal za reke i pomagal.. I gdyby nie on bylabym tam moze sama, choc mialam swoja polozna, wiec moze gdyby meza nie bylo, siedzialaby ze mna ;) Ahh nawet nie wiesz jak sie ciesze, ze to juz masz za soba i swojego bąbla masz blisko;) umiesz wziasc go w ramiona, popieścic, pocalowac.. to ogromne przezycie po tylu miesiacach miec go w ramionach ;D
a ja sie cieszylam jak maz byl ze mna , ale on sam tak wybrak, kazdy mezczyzna jest inny, u nas tez raczej rodzi sie ze znieczuleniem, wiec nie ma takich wrzaskow, chyba ze na znieczulenie za pozno, to wtedy katastrofa
OdpowiedzUsuńKasia, mialas znieczulenie??? a byłas nacinana? ja nie chciałabym nacinania :] A jak to jest: gdy kobieta chce na własna reke cesarki, to płaci za nia czy nie?
OdpowiedzUsuńNajważniejsze, że Mały jest już z Wami..że wkońcu się doczekałaś i masz poród za sobą:) Fajnie,że położną miałaś ok i tylko jedną, że zdążyłaś urodzić na jednej zmianie:) Dobrze,że ten paskudny ból szybko się zapomina:) To teraz ciesz się aniołkiem i zdaj nam w najbliższym czasie relacje jaki charakterek ma Synuś:)
OdpowiedzUsuńNawet nie wiesz jak bardzo Ci zazdroszczę...
OdpowiedzUsuńDo teraz nie mogę przełknąć myśl, że mój szkrab nie będzie miał ojca... no ale cóż, wolę sama wychować niż żyć w zatrutym związku :-(
Pozdrawiam i życzę jeszcze więcej szczęścia niż dziś posiadasz...
ja chyba nie chciała bym sama rodzić... Ale cieszę się, że podjęłaś właściwą decyzję w Waszym przypadku ;) Szczęścia życzę! :)
OdpowiedzUsuńJak Ci dobrze, że masz już to za sobą, gratuluję!!! Według mnie Twój synek ma idealne wymiary. Chciałabym żeby moja Zosia mniej więcej tyle ważyła i mierzyła. A nad porodem rodzinnym cały czas się zastanawiam. Na początku chciałam żeby mąż był ze mną a teraz mam coraz więcej wątpliwości.
OdpowiedzUsuń