środa, 27 lutego 2013

newsy

tak siedzę w pracy i weny mi brak do dalszej...a trzeba wytrzaskać potężny protokół z pomiarów...
ale tak jakoś siedzę i noga mnie rwie jak nic, pod kolanem dokładnie, dziwne.
mama moja ma anginę eh.
wczoraj Mateusz kaszlał na wieczór i już się bałam, ale noc spokojna, i od dzisiejszego poranka też nic.
pogoda pod psem. wilgotno w powietrzu. tak hmm Angielsko. jednym słowem nieprzyjemnie.

kiedyś któraś z Was napisała na swoim blogu o neo24.pl. no i weszłam. no i zrobiłam zakupy.
pralkę, kuchenkę z płytą do zabudowy, lodówkę, zmywarkę, okap ... :)) wszystko za 4100zł przesyłka gratis - czyli zaoszczędziłam ok. 1500zł jeśli te same rzeczy kupiłabym w innym sklepie na lifie.

babcia moja ukochana nas wspomogła:) dzięki Bogu.

nie mamy nic. dosłownie. nawet garnków. sztućców. wszystko muszę kupić. także wizja naszej przeprowadzki z maja przenosi się na lipiec. o zgrozo. czy w życiu wszystko musi rozbijać się o pieniądze?

piątek, 22 lutego 2013

szczególna data....

wczoraj Syn obudził się rozpalony jak ogień...bez żadnych innych objawów, cały dzień był pod moją obserwacją, nie miał apetytu, sam był bardzo spokojny ale i nerwowy, wieczorkiem zajrzałam mu do paszczy i ku mojemu zdziwieniu ujrzałam wszystkie ząbki !!!! na dodatek jedna piątka była świeżutka :) więc myślę, że tak apetyt a raczej jego brak i poranna gorączka i dość nieznośna noc to efekt ostatniej przebijającej się piąteczki :)))
także mamy 22 miesiące i wszystkie mleczaki :)))
no i może nasze wszystkie problemy ze snem się w końcu skończą?

patrząc na tytuł postu...dlaczego dzisiejsza data jest szczególna...
...bo właśnie dziś jest 5 rocznica śmierci mojego najbliższego kuzyna. dokładnie 5 lat temu też był piątek. ciężki dziś dzień. mój kuzyn gdy zginął miał 25 lat. miał pracę. dziewczynę, z którą to właśnie jechał tego felernego dnia na koncert do Pragi. daleko nie zajechali, bo rozbili się ok. 20km od domu. prawdopodobnie nadmierna prędkość. choć świadkowie twierdzą, że awaria samochodu, bo widać było, że T. nie może nic z autem  zrobić. uderzyli w jedyne drzewo, które tam stało. śmierć na miejscu. dziewczyna cała, zdrowa, a przede wszystkim żyje.

mój kontakt z kuzynem był normalny, za dzieciaka jeździła do jego rodzinnego domu (mieszkali na wiosce) zawsze się mną i jego młodszym bratem zajmował, chodziliśmy na truskawki, graliśmy w piłkę, a najlepiej szło nam granie w eurobiznes. czasami i też się pobiliśmy - jak to dzieci. mam pełno zdjęć. pełno wspomnień. 5 lat temu w ten dzień byłam w pracy - pracowałam wtedy w restauracji. dacie wiarę - nikt mnie o Jego śmierci nie poinformował, nic nie wiedziałam...ani rodzice, ani dziadkowie, ani wtedy narzeczony, do dziś tłumaczą, że jak ja bym wtedy pracowała? że po co? człowiek chyba nie wie co mówi w szoku. powiedziała mi babcia u której wtedy spałam. o godzinie po 24. masakrycznie się wtedy czułam.

wiecie, jak idę do cioci, a tam jest dużo zdjęć T. w ramkach - no praktycznie w każdym pokoju, i tak popatrzę, to później w nocy mi się zawsze przyśni...ale raz żywy i normalnie z nim rozmawiam, a innym razem widzę go w trumnie, widzę pogrzeb i budzę się z ciarkami na plecach. była to śmierć nagła, niespodziewana, straszny ból dla nas, ale największy dla Jego rodziców bo stracić dziecko to największa kara. w ogóle na śmierć nie można się przygotować, nikt nie chce tracić swoich najbliższych, a w szczególności dzieci. nie taka kolej rzeczy. ale widocznie tak miało być. taki element naszego życia.


dziś msza za Jego duszę.dzień refleksji.

poniedziałek, 18 lutego 2013

rozmowy

ile mówicie do swoich dzieci?

bo ja ciągle. w domu, przy zabawie, na dworze, w aucie,  no cały czas.
zabieram Mateusza do sklepu, są fajne małe koszyki na zakupy, zawsze syn każe ściągnąć sobie czapkę, sam wozi koszyk, a ja mu dorzucam zakupy, czasem i jemu coś się uda wrzucić. no ale nasze zakupy wyglądają mniej więcej tak:
"Mateuszku co ta mama miała jeszcze kupić"
wiadomo Mati mi nie odpowie, no czasem 'ciu ciu' czy 'am am'.
ale zazwyczaj nic, więc ja dalej ciągnę...
"też nie pamiętasz?, to choć teraz tutaj z koszykiem pojedziemy i zobaczymy"
Mati ochoczo "takkkk" - nauczył się mówić 'k' i już nie ma 'ta' tylko zaakcentowane 'taK'  :)
"to może chcesz soczek z dziubkiem?" ; "to dawaj teraz po jabłuszka", "baterie do twoich zabawek miałam wziąć", "czy chcesz te biszkopty", "a może chrupki", "no przypomniało mi się mleko dla ciebie"... itd.

czyli pytania, na które syn mi nie odpowiada, a ja z nim 'rozmawiam' i tu jest problem tzn. ja go nie mam, ale widzę jak ludzie reagują na to gadanie. patrzą na mnie jak na wariatkę, patrzą i chyba myślą, że ja mówię do siebie, oglądają się do kogo ja gadam, jedni się uśmiechają, a inny mają miny jakby widzieli ufo.

ja nie uczę mówić syna typu "powiedz cio-cia", po prostu mówimy do niego, oglądamy bajeczki, pokazujemy co tam jest, nazywamy przedmioty, zwierzęta, rzeczy, kolory itp.

ludzie są dziwni.

piątek, 15 lutego 2013

troszkę o Mateuszku!

mój synek z dniem wczorajszym Walentynkowym skończył 22 miesiące :)) aż się nie chce wierzyć, że za dwa miesiące będzie miał 2 lata <wow> :))))
mądry jest mój chłopczyk. gada więcej. co dzień zaskakuje.
prze ferie moja siostra się nim zajmowała jak my pracowaliśmy i nauczył się przy niej i na nią mówić Gaga :) i teraz tak zostało.
nauczyła Go również takiego dialogu:
M: Gaga!!!
G: co????
M: jajooo!

[M]Matt, G[siostra]. mówiła, że wystarczyło powtórzyć dwa razy.

umie składać zdania z maksymalnie 3 wyrazów. najsłodsze jest jak mówi "mama, tato i jaaa" :) czy jak widzi zdjęcia nasze, czy jak widzi nas razem - a to ostatnio rzadko się zdarza eh :(

mój tato z kolei nauczył syna, że jak moja mama wraca z papieroska (zawsze wychodzi na dwór) to Matt już na Nią czeka (bo zawsze mama jak pali, a Mati jest w domu, to z dworu zagląda prze kuchenne okno)
no i czeka, ona wraca a Mateusz "baba niu niu niu" i oczywiście gest paluszkiem.

Mateusz już przyzwyczaił się do swojego kuzyna Olka i nie ma awantur, ale ma zabawki którymi po prostu się nie dzieli, ale sam też w danym momencie nie chce się bawić, to chowam bo jest ryk. no, ale nie o tym są w domu miejsca takie, do których Mateusz wie, że nie może podejść, a tym bardziej grzebać np. kontakty czy dekoder. no i kiedyś Olek podszedł do dekodera, podbiega Mati i z przejęciem "nie, nie, niu niu, sioo" wszystko jasne:) Olek też zrozumiał.

a ostatnio hitem jest słowo "śnieg", które w wykonaniu Mateusza brzmi "sieg". zagląda przez firankę i woła "sieg, sieg, papa" i lipa, trzeba iść. moi chłopcy ulepili taaaakiego bałwana. uwielbiam go. patrze na niego i się uśmiecham. Mąż budował, a Mati się cieszył. niestety ustawili owego bałwana centralnie przed oknem kuchennym i teraz Mateusz go zauważa i chce iść na dwór.
   
uroczy, prawda?:))))
fajowy jest.
śniegu dużo napadało. tu tak nie wygląda. ale mój syn uwielbia robić ślady:)
Mati i Mama

wiele jest takich anegdot o moim synku. pamięć ma niesamowitą. apetyt ma teraz słabszy. uwielbia spacery i kąpiele wieczorne w bąbelkach. a jaki ma słuch - masakra, trzeba uważać o czym się opowiada, ostatnio mówiłam mężowi (bo spotkałam koleżankę, której synek nie chce na nocnik nic za nic) no i mówię o nocniku, i ma problem itp. syn wstał, popatrzył "siii nie, eee nie" no i wszystko w temacie, podsłuchiwał :P
 Mati to już wiosnę czuje. co jesteśmy na dworze wyciąga z komórki zabawki typu ślizgawka, auta duże, foremki i wiaderka eh

ja już też czuję wiosnę.
a Wy?:)))

no powiedzcie, że chociaż troszkę:)


niedziela, 10 lutego 2013

wieści:)

jestem pochłonięta bez reszty w zakupy do Naszego gniazdka. castorame i obi już znam prawie jak własną kieszeń hihi no i inne z wyposażeniem wnętrz i budowlane...  i albo w pracy albo na zakupach jestem, no i taki sposobem mój syn ucierpiał bo nie chce mnie wypuścić z domu, trzyma mi się nóg, płacze, woła 'mamo' - po prostu tęskni. i moje myśli krążą w okół tego co kupić, gdzie i ile kasy jeszcze trzeba i w związku z tym zapomniałam zamknąć biuro :((( ja nie wiem co mi się stało...nigdy mi się to nie zdarza, wyszłam, zamknęłam kratę, zamknęłam drzwi, otworzyłam bramę i pojechała, a szef po godzinie dzwoni i mówi " no Kasia drzwi nie zamknęłaś na klucz....nie ma dwóch komputerów i kasy fiskalnej...."

shit.

uwierzyłam.
a to był żart.

ale powiem Wam, że do dziś nie wiem jak to się stało no i nie mam na tą gafę wytłumaczenia.

jutro wchodzi kafelkarz. kuchnię mamy zamówioną - nie pytajcie o cenę. ale uważam, że zrobię raz na długie, długie lata.

także Wasze blogi czytam, ale nie komentuję. w pracy przez 2 dni nie miałam połączenia ze światem ani internetu ani telefonu.

obiecuję się poprawić.