piątek, 27 kwietnia 2012

wiosna - lato foto

drzewo czereśniowe. w ogrodzie mamy ich trzy. jedne są przepyszne. drugie takie sobie. a trzecie nadają się na wino ;P ale jak kwitną są przepiękne. teraz modlę się aby nie zmarzły b
o owoców nie będzie.
biało :)
jabłoń. jak zacznie kwitnąć to będzie różowo. pączki już ma.
konwalie. na maj będą.
pod każdym czereśniowym drzewem osy bzyczą jak szalone! zapylają, i dobrze. 
Matt :))
i nasz "malutki" piesek Aresek.

korzystamy z pogody. jest przepięknie. smali słoneczko a my się byczymy na dworze. Matt ma gdzie biegać. jest bosko.

środa, 25 kwietnia 2012

o sobie

wiecie co? dobrze jest mieć młodszą siostrę, która podąża za modą jak szalona, a jak i za modą to i także za kosmetykami, i tak oto do domu naznosiła lakierów do paznokci w jakich byście tylko chciały kolorach! odważne nawet co niektóre. i tak mam dziś paznokcie w kolorze mięty - piękny kolor.
(paznokcie nie moje, zdjęcie z neta ściągnięte, chciałam pokazać kolorek) ładny, co nie??
tak swoją drogą to mieszkam w miasteczku gdzie jest 1200 mieszkańców i nie mamy kosmetyczki, szkoły,  sklepy, drogeria, apteki, kościoły, dwa zakłady fryzjerskie, młyn, zakłady usługowe a kosmetyczki nie ma - nie wiem czemu. bo nawet nikt nigdy nie próbował takiego zakładu otworzyć, ani w żadnym z zakładów ani w ogóle. a szkoda. i szkoda też, że człowiek nie ma takiego fachu w ręku już pomysł na biznes by był! :) a ja lubię mieć zrobione brwi - regulację z henną - niestety nie mam do tego ręki, zawsze jedna brew jest inna od drugiej a henny nawet sama nie próbowałam sobie robić bo się boję. dlatego jak jadę do miasta gdzie w salonach kosmetycznych mogę wybierać jadę właśnie na brwi i tak dziś zrobiłam coś dla siebie - siedzę w wymalowanymi paznokciami i pięknymi brwiami :) hihi


poniedziałek, 23 kwietnia 2012

problem

pisałam, no mówiłam ostatnio o tym jak mój mąż kocha piłkę nożna no i się doigrał...........(ale to zaraz)

jak zaczęliśmy ze sobą być mąż na boisku doznał kontuzji, w 2006 roku miał jedną operację artroskopię kolana, a czerwcu miał drugą rekonstrukcję wiązadeł krzyżowych w tym samym kolanie! w szpitalu na pierwszej spędził tydzień, a drugiej 6 tygodni! my byliśmy ze sobą nie cały rok, ja pędziłam do Świebodzina (tak tam gdzie stoi teraz wielki Chrystus) od domu ok 200 km, najpierw pociągiem do Zielonej Góry później autobusem....miłość! no i już było trzeba skończyć, ok rok rekonwalescencji, ale mąż po roku wrócił na boisko. no i aż do soboty bierzącego roku: nieważne czy mecz ligowy, zakładowy, sparing, trening, ważny, mniej ważny, pucharowy, klubowy itp. zawsze był. zawsze jechał. zawsze grał. wracając do soboty - tym razem mecz o puchar prezesa z pracy - koledzy prosili więc pojechał. wrócił ze skręconym kolanem. w nocy nie spał z bólu. w ndz już nie chodził i nie stawiał nogi. eh. udało mi się go zarejestrować na USG (150zł), oraz (tu dobrze, że mama pracuje w służbie zdrowia i trochę pomogła) do ortopedy - który zrobił punkcję (wyciąganie igłą wodę z płynem z kolana - nic przyjemnego) i powiedział, że źle nie jest, mąż ma rehabilitację, kulę, 4 tygodnie zwolnienia, ma się oszczędzać, nie ma nic zerwane, można powiedzieć tylko - łękotkę, rzepkę oraz wiązadła boczne, nadszarpane, mocno stłuczone - dlatego tak boli. po punkcji opuchlizna zeszła. ale wiecie jak to teraz wygląd mam drugie dziecko! ubrać, rozebrać, pomóc, przynieść, podać, najgorsze jest to, że Matt nie rozumie, że tata go nie może na ręce wziąć i się z nim bawić. bo nogę trzeba obkładać lodem i leżeć z nią w górze! mąż zapowiedział, że definitywnie koniec z graniem, będę trzymać go za słowo! a wręcz postaram się o to aby zapomniał o piłce i znalazł sobie nowe hobby może wędkarstwo? 
mówię o mężu jakby był piłkarzem, ale moje drogie mąż w większości grał charytatywnie bądź z racji chęci no i bo to hobby! a za wygrany mecz uważajcie sumaaaaa 50 zł! naprawdę jest o co łamać nogi i skręcać kolana.
trzymajcie kciuki żebym dała radę!

piątek, 20 kwietnia 2012

pesymistycznie o macierzyństwie

chciałabym Wam o czymś napisać, ale sama nie wiem jak to ubrać w słowa, żebyście nie zrozumiały mnie źle to raz, a dwa mózgu humanistycznego u mnie nie ma heh no ale spróbuję: mianowicie o macierzyństwie jak ja je przeżywam.
będąc w ciąży wiadomo jak człowiek sobie wyobraża, sielanka, dzieciątko śpi, je, nie płacze, wszyscy mają czas na wszystko, mama karmi na bujanym fotelu, w różowym czy niebieskim pokoju. no ale to znamy z filmów. a w rzeczywistości tak nie jest. wszyscy mi mówili pierwsze 3 miesiące najgorsze - a g*wno prawda! najwspanialsze, maluszek bezbronny, pachnący, te oczka ufności, dla mnie ten pierwszy kwartał był wspaniały, może dlatego też, że Matt nie miał kolek. był uśmiechnięty. popełniłam w nim błędy. drugi kwartał syn zaczął ząbkować i się zaczęło - nieprzespane noce, marudzenie, niejedzenie, niechcenie wożenia w wózku, ogólnie wszystko na NIE! trzeci kwartał był fajny fakt, Matt zaczął siadać, wstawać, raczkować, bawić się, jazda w spacerówce była ok, ale dalej noce nieprzespane. czwarty kwartał jest też fajny bo Matt chodzi, dużo a może i nawet wszystko rozumie, ma problemy z grudkami w jedzeniu, dalej nie przesypia nocy, marudzi, nie pozwoli nam siedzieć u kogoś bo albo trzeba go nosić, albo wisi mi na nodze albo na nodze męża.
kocham mojego syna. wiem to. życie bym za niego oddała i wszystko zrobiła aby był szczęśliwy. ale czuję się jak maszyna. wiele rzeczy robię automatycznie, bez większych chęci. jestem przemęczona, zmęczona i czasem wyglądam jak zombi. ten rok zweryfikował te mrzonki które są pokazywane w tv młodym mamo. nie chcę powiedzieć, że się rozczarowałam, bo nie. każde dziecko jest inne.  moje mimo swoich wad jest kochane. mam męża który pracuje i ma swoje hobby - piłka nożna, gra i trenuje. czasami są dni, że widzi jak mały już śpi. jestem całymi dniami sama. mówi też "Kaśka jedz sobie gdzieś do koleżanki na kawę/ na fitness / do galerii / na zakupy..." czasami jadę, ale bardzo rzadko - to chyba mój bład, ale mi szkoda zostawić małego bo wydaje mi się że nikt lepiej go nie zna niż ja. dziadków też nie chcę kłopotać wychowywaniem mojego syna, będą chcieli sami to wezmą np na spacer, czasami boli to, że widzą moje zmęczenie, a nic nie robią.
jestem mamą, ale nie wiem czy właśnie tak wyobrażałam sobie to macierzyństwo...

--------------------
nie bądźcie krytyczne.

środa, 18 kwietnia 2012

bilans roczku

zarejstrowałam nas - a raczej Matta - do naszej Pani pediatry na bilans po roczku. chciałam pogadać z nią o mleku dla smyka, bo ma lekką alergię podawałam mu bebilon pepti, ale ostatnio wprowadziłam kaszki na mleku modyfikowanym i okazuje się, że alergia minęła, nic go nie wysypuje, ani po tym mleku, po jajkach, twarożku, serku no po niczym białkowym, co mnie niezmiernie cieszy, ale od mleka będziemy odchodzić pomału. ale Matt szczerze był okropny!! akurat w poczekalni nikogo nie było, do doktórki drzwi otwarte Mat podbiegł sobie i jak ją zobaczył to w tył zwrot i do taty nogi! i już na wejściu do gabinetu rozległ się krzyk! musiałam go rozebrać, żadne zabawki go nie uspokajały, nie chciał się dać posadzić na wagę, normalnie sztywniał eh skakał dupką na wadze także nie wiem ile waży, nie dokończyła go badać bo normalnie nie dało rady....mąż z małym wyszli a on z płaczu prawie zwymiotował, dobrze, że prawie...uspokajała mnie lekarka, że dzieci do 3 roku tak ryczą i są histeryczne, a niektóre w ogóle nie płaczą także syn należy do pierwszej grupy. no i z nią pogadała o jedzeniu, o tych papkach i dławieniu eh mówiła próbować i próbować! starać się nie dawać w nocy jeść - no tak ale inaczej nie chce znowu zasnąć eh mały ma swój charakterek, to kwietniowy baran, musi być tak jak on chce, uparty. powiem Wam, że już mi czasem go ciężko okiełznać, a co dopiero będzie później. cieszyła się, że tak ładnie chodzi, tylko mówiła, że za szczupły jest, no ale to po mężu odziedziczył urodę i sylwetkę:))) no Mateo umie dużo, mam wrażenie, że wszystko rozumie, w dalszym ciągu nie umie przechylić butelki z piciem :/ nie mówi mama i tata :((( tyle z nim ćwicze, ale nie on nie chce powtarzać...mimo tego, że jeszcze nie mamy za sobą przespanej całej nocy to Nasz synalek jest kochany i każdy jego uśmiech czy to jak podchodzi na moment się przytulić i bawi się dalej to miód na serducho! :)))

poniedziałek, 16 kwietnia 2012

poUrodzinowo :D

no Kochane urodziny były jak ta lala:) o 16 wszyscy goście dotarli, zasiedliśmy przy stole, zjedli gulasz węgierski, a po chwili był tort, lampka szampana gromkie STO LAT i prezenty! Matt został rozpieszczony bo dostał motor na akumulator (od mojego chrzestnego) rowerek, huśtawkę na dwór, piaskownicę i do niej sprzęty, pełno książeczek i ciuszków oraz od pradziadków (podejrzewam, że nie wiedzieli co dla takiego malucha zakupić) dostał pieniążki, my wcześniej obkupiliśmy go w ciuchy bo tak rośnie więc na pamiątkę roczku dostał od rodziców (czyli odemnie i męża) srebrne sztućce z grawerką - piękne no i fajna pamiątka. po 17 solenizant poszedł na drzemkę, na szczęście jak wstał był w super humorku, cieszył się do każdego, bawił z chrześnicą męża, popisywał:) mój Roczniaczek! nadal nie mogę uwierzyć, że to już rok minął! a jednak. nom i goście do 20 się porozchodzili. sprzątanie, kąpiel i spać. zrobiłam coś prostego brokuły z fetą i sosem czosnkowym posypane uprażonymi migdałami i poszło w mig! aż się nie spodziewałam. szparagi w sosie chrzanowym smakowały, sałatka z ananasem i kurczakiem. no jednym słowem urodziny udane! aaa tort mieliśmy w kształcie prostokąta z Kubusiem Puchatkiem, niebiesko zielony, brzoskwiniowy - pyszny. 

w ten dzień również udało mi się sprzedać suknie ślubną, którą sprzedawałam już od grudnia. no i grosza wpadło i niebawem jadę na zakupy bo nie mam w co się ubrać! już nie pamiętam kiedy sobie coś kupiłam. także szczęście dopisało. mówiłam dziewczynie że mam roczek syna a ona się uparła i przyjechała eh z jednej strony byłam zła, że wszystko na raz, a z drugiej cieszyłam się.
podsumowując pierwsze urodziny na długo zapiszą się nam w rodzinnym kalendarzu jako udane i przeszczęśliwe!

sobota, 14 kwietnia 2012

urodziny!!

miął rok odkąd trafiłam ok 9 rano na porodówkę. bardzo się bałam, bo bardzo bolało, przerażał mnie pobyt w szpitalu. dokładnie rok temu Urodziłam SYNA. o 15:35 leżał na moich piersiach, pomarszczony, delikatnie siny, skulony, ciepły synek. mój. nasz.
rok minął szybko. za nami wiele dobrego, ale też i te ciężkie dni. bo macierzyństwo to nie bułka z masłem, ani żaden pikuś. dziś mam rocznego syna. który z niemowlaka stał się rozumnym, bystrym małym człowiekiem. 
dziś są Jego pierwsze urodziny! mam nadzieje, że niezapomniane.

życzę Mu zdrowia (to najważniejsze) szczęścia, uśmiechu i miłości (a ma ogromną) życzę Mu aby był odważny i dzielny, aby serduszko gorące było jak słońce, a uśmiech radosny jak zapachy wiosny, Kochamy Cię Synku. żyj nam sto lat!! :)



ps. zacznę co jakiś czas pisać swoje przemyślenia na temat macierzyństwa, po tym minionym roku.

piątek, 13 kwietnia 2012

przedurodzinowo

jesteśmy gotowi na gości! :))) z mamą nie wychodziłyśmy dzisiaj z kuchni. nawet kochana wzięła sobie urlop żeby mi pomóc, no i mąż też wziął urlop aby pilnować smyka, bo inaczej nie dał by mi nic młody zrobić. a tak wsio zrobione. jutro jeszcze sałateczki i drobne przystawki i oczywiście stoły i dekoracja, przyznam że trzeba będzie się nagimnastykować aby usadzić 23 osoby ale damy rady :))))

to już rok. jeden. cały.
:)

wtorek, 10 kwietnia 2012

urodzinowe menu

no i po świętach, tak jak się spodziewałam minęły w mgnieniu oka, ale w tym roku odwiedziliśmy wszystkie babcie i każdy był zadowolony, nawet Mateusz pięknie jeździł samochodem :) teraz żyjemy urodzinami które już za 4 dni!!! olaboga!!! pierwsze, P-I-E-R-W-S-Z-E Urodziny!!! kiedy to zleciało? macie może pomysły na menu na taką okazję?? będzie rodzinka: babcie, chrzestni i dwoje sześciolatków. ja coś nie mogę wymyśleć...chciałabym rodzinkę zaskoczyć. podrzućcie pomysły :))

sobota, 7 kwietnia 2012

Alleluja!

Niechaj wielkanocne życzenie,
Pełne nadziei i miłości,
Przyniesie sercu zadowolenie
Dzisiaj i w przyszłości!
dla Was od Nas! :*

czwartek, 5 kwietnia 2012

wspomnienia przedświąteczne

to będą nasze drugie Święta. wspólne. Razem. w tamtym roku w Niedzielę Palmową wychodziliśmy ze szpitala, a tydzień później była Niedziela Wielkanocna. Mateuszek miał wtedy 10 dni, był nieświadomym noworodkiem, który grzecznie spał całymi dniami w świąteczną niedzielę odpadł też pępek. pogoda była lepsza niż w tym roku. ze względu na mój stan poporodowy to siedzieliśmy w domku, no i Matt był za malutki na podróże po rodzinie. a jak w tym roku będzie? Syn będzie miał prawie rok (zabraknie kilku dni) ale za to jest już świadomym facetem, który razem z nami usiądzie do wielkanocnego stołu w swoim krzesełku, na pewno skosztuje jajeczka, kiełbaski, chlebka. w tym roku Święta też u nas będzie nas mniej bo 10 osób. w tym roku też już od soboty zaczynamy objeżdżać rodzinę, a to do babci jednej, drugiej i trzeciej, u teściów trochę i będzie po Świętach. na niektórych blogach czytam o prezentach tak zwanych Króliczkach. u nas takiego zwyczaju nie ma. jedynie dla dzieci babcie czy ciocia kupuje króliczki czekoladowe. z tego względu że Wielkanoc to święta ruchome to będziemy już na dwóch razem. a w tamtym roku o tej porze to byłam chodzącą piłką i czekałam na rozwiązanie.

:))

poniedziałek, 2 kwietnia 2012

kwiecień plecień

no i mamy kwiecień. dla nas najważniejszy, bo już za 12 dni pierwsze urodziny Syna! także przygotowania czas zacząć, dekoracja już czeka, tort zamówiony, goście zaproszeni, tylko zakupy, robota w kuchni i później świętowanie, imprezka oczywiście dla rodzinki :)) kwiecień to miesiąc też dla nas wydatków bo oprócz roczku Matta urodziny mają moja mama, teściowa i szwagierka eh eh niby obchodzimy w rodzinie imieniny, ale o urodzinach też się pamięta, no i nie muszę wspominać, że święta tuż tuż. chciałam iść z synem w Niedzielę Palmową poświęcić ów jego malutką palemkę, ale anomalie pogodowe pokrzyżowały nasze plany - zostaliśmy w domu. wiało z prędkością światła, do tego śnieg i deszcz... kwiecień plecień....

wiosny!!!