piątek, 22 listopada 2013

AZS matki

mam AZS.
atopowe zapalenie skóry ma się rozumieć :/
nie miało się mnie co czepić.
z miesiąc temu na rękach dokładnie na zgięciach wyszły mi takie suche plamki czerwone i cholernie swędzące, ale ja to nie jestem z tych co ledwo coś strzyknie, wyskoczy czy coś a ja pędzę po lekarzach...ale jak w tym tygodniu mi wyszło na powiecie to już byłam zarejstrowana na dziś właśnie 105zł wizyta no może 10minutowa...ale jak chciałabym na fundusz to może na styczeń dało by radę, a do tego czasu wydrapałabym sobie to oko.
no i dostałam tabletki i maści.
ja ogólnie jestem alergikiem, w dzieciństwie odczulana byłam ze 7 lat, brałam tabletki, ale uczulenie to miałam na zboże, trawy i sierść co niektórych zwierząt, testy miałam robione nie raz. no ale nigdy nie wyskoczyły mi takie paskudztwa jak teraz, nie powiem bo paskudnie to wygląda - ale to się leczy a nie czeka, dobrze w sumie, że jest zima i w krótkim rękawku się nie chodzi - bynajmniej po dworze - to mojego AZS nie widać.
mam na dzieje do lata ba do wiosny to zaleczyć.

no i mój Mateusz też jeszcze chory, ma antybiotyk, ale charpi jak mała hiena. pomaga mu fakt, bo nie kaszle, nie gorączkuje już jest lepiej, ale od poniedziałku go jeszcze nie puszczę do p-kola, teraz tam panuje ospa. mąż ma nocki to sobie poradzimy;)

miłego weekendu:)))

wtorek, 19 listopada 2013

o kwiatkach


ja ich nie lubię.
kwiatów jak się domyślacie ;) 
jak mieszkaliśmy u rodziców to miałam jednego kwiata i jakby moja siostra jego nie podlała to by usechł na amen. ja po prostu nie pamiętam o podlewaniu kwiatów. w ogóle u mnie kwiaty nie rosną. jak to się mówi nie mam ręki do kwiatów. 
teraz jak u siebie mieszkamy to babcia mi jednego przytargała, nawet go nie przesadziłam i zaczął dostawać czarnych plam to go wywiozłam tam skąd przyjechał i babcia postawiła go na 'nogi' i jest już u nas.
później dostałam od cioci kwiatka, tego już przesadziłam, podlewam, i nawet nowe pączki i liście wypuszcza.

dostałam również storczyk, oczywiście całe kwiaty opadły, badylowi się uschło, jak nic mówię idzie na marne, ale coś tam poczytałam w necie, obcięłam co trzeba i tak stała doniczka i nic i nic. mimo podlewania tak z raz na tydzień małą ilością wody. aż kilka dni temu zaglądam do niego bo myślałam, że czas się go pozbyć tylko straszy w tym oknie - a tu widzę nowe DWA pędy :D 
ten widok mnie tak ucieszył, że w planach mam zakup nowego storczyka, zapisywania w kalendarzu podlewania kwiatów i chyba zacznę o nie prawdziwie dbać :))))

bardzo lubię natomiast kwiaty cięte - tulipany i żonkile na stole w ładnym wazoniku to jest coś :)) lub mały bukiecik różyczek z lidla :)))

nie znam nawet nazw kwiatów z doniczek eh ale jedno wam powiem, kiedyś mieliśmy kota i kwiata difembafie (zapamiętam do końca życia) bo on puszcza takie soki i przez liście pieron na podłogę skapuje i biedny kot się nalizał takich kropli co okazało się być trujące i mu nerki siadły - było wtedy to moje pierwsze zwierzątko jakie rodzice pozwolili mieć w domu, niestety nie udało się go uratować, jeździłam do weta nawet na kroplówki, ale niestety zdechł...przez kwiata właśnie.
no i jeszcze taka anegdotka, moja prababcia już Świętej Pamięci, ale jak przyjeżdżała do nas i zachwalała kwiaty mojej mamy to później mama modliła się aby one rosły bo babcia tak je 'oczarowywała' i nikt w rodzinie nie chciał aby babcia wspominała coś na temat kwiatów w domu, ale Ona i tak zawsze miała na ich temat najwięcej do powiedzenia, a kwiaty po jej wizycie ot tak przestały rosnąć.

ale ja postanawiam, że się będę starać aby choć te trzy kwiatki które w domu posiadam sobie spokojnie z nami żyły :)))
takiego mam z jednym kwiatem tym czerwonym, ale już drugi puszcza widać :)))) - właśnie tego babcia odratowała

i takiego mam :)))  



ta difembafia nieszczęsna. tylko my mieliśmy taka wielką do sufitu. chyba nie muszę mówić, że po incydencie z kotem kwiata też już  nie było.

zdjęcia oraz kwiaty przedstawione na nich nie są moje, ani mojego autorstwa. zaporzyczone i znalezione w necie.

sobota, 16 listopada 2013

pomocy

"mam dość na dzisiaj. masakra.
nie lubię jak moje dziecko jęczy, stęka, marudzi i samo nie wie czego chce.
buczy i ani jeść ani nic. położyłam go już spać może wstanie prawą nogą. bardzo nie chciałabym aby to zachowanie to był zwiastun choroby, ale węszę, że może... eh oby nie.
odkąd jest Mateusz to nie ma leniwego weekednu. każdy dzień taki sam. nie ma soboty i niedziel dla niego, zawsze 6:30 bądź 7:05 z dokładnością jakby miał budzik nastawiony"
to wyżej właśnie napisałam ok. godziny 13!!

teraz po 22 i
wykrakałaś kobieto...

młodego dosłownie łamano dzisiaj w kościach, słuchajcie wył z bólu mówi 'mamo ała oga i tu i tu'
(oga - noga) plecy i ręce go bolały, a jak ok 17 powiedział 'mamo spać' to już wiedziałam, że coś nie tak, gorączka parę kresek po 37. dałam mu nurofen, pospał godzinkę, wstał, zjadł mleko, i jak nowo narodzony. bawiliśmy się, już nie narzekał, że go coś boli czy coś.
ale powiem Wam, że do teraz czuję strach. bo sama nie wiem co robić tzn. jak myśleć. czy iść do jakiegoś specjalisty, czy czekać, czy te bóle były jednorazowe, wiecie jak dziecko nie może stanąć na nogę, płacze...to człowiek musi być silny, ja patrząc na niego płakałam prawie z nim. męża nie ma, bo w pracy. przez telefon dużo mi nie pomoże, jutro będziemy rozmawiać. chyba zrobię dziecku badania. z jednej strony jedni mówią 'nie szukaj na siłę' a drugi 'idź sprawdź', aha jeszcze 2 razy wymiotował, ale jechaliśmy dziś do dziadka na imieniny i raz jak wysiedliśmy z auta, a drugi w drodze powrotnej w samochodzie...

pomocy

edit:
angina, antybiotyk.

środa, 13 listopada 2013

2 dzień

dziś 2 dzień w p-kolu.
wczoraj dziecko moje było na TAK. a dziś rano jak usłyszał, że ubieramy się bo idziemy do przedszkola to było 'ja nie chceeeeeeeeeeeeee tam'.
już wiedziałam, że będzie dym.
no ale dał się przekonać, że tatuś go autem odwiezie i tym, że farbę i pędzel trzeba oddać. w szatni jeszcze ok, weszliśmy na salę i już się darł. powiedziałam, co miałam powiedzieć Pani i poszła a on tak biedny płakał, serce mi chciało pęknąć. było mi naprawdę ciężko.
ale pojechałam do pracy (tak tak, nie chwaliłam się jeszcze, pracuje 1/4 etatu, księgowo-kadrowa, z czego kadrowej więcej, tylko 10h tygodniowo także daję radę, godziny mogę rozłożyć sobie jak chcę)
dziś po Mata poszedł mąż bo ja do 12 pracowałam, od razu zadzwonił, że Mati dziś; SUPER, płakał tylko rano. później się rozkręcił i bawił z dziećmi (hurra), był grzeczny i współpracował, nie zjadł znowu nic, za to w domu zupa mu bardzo smakuje ;))

arcydzieło nr 1 :)))

wtorek, 12 listopada 2013

już po...

...pierwszym dniu w przedszkolu.
uff
ale stresa miałam. serce mi waliło jak oszalałe.
Mati był tylko 3 godziny i 20 minut, bo tak go na razie zapisałam.
On niby rozumiał, że idzie, że są dzieci, Pani, a mamy nie ma...ale właśnie niby.
w szatni ok, kapcie są super, puk puk do sali, mama wchodzi jest ok, Pani bierze go ze sobą, on już czuje się niepewnie, ja wychodzę i słyszę "mamaaaaaaaa" i wielkie wycie. ale poszłam.
jest trochę po 11 idę po niego. no i oczywiście wywiad z Panią.
Mati dzisiaj jest: wycofany, smutny, nie chciał się z nikim bawić, siedział i patrzył, obserwował, trochę chlipał, nic nie zjadł, za to na spacerze był dzielny, nie płakał, szedł z Panią za rękę bo nie chciał trzymać węża z innymi dziećmi, przechodzili koło domu to Pani wołał 'dom' ale Pani powiedziała, że kluczy zapomnieli z przedszkola....
eh
musiał dobrze płakać, bo oczy miał czerwone i podpuchnięte do 17 :((
ale każde dziecko płace, no może z 80% to na pewno!
mam nadzieje, że się przyzwyczai. w domu jak pytam czy idziemy jutro, śmiało mówi 'tak'
:))
a w przedszkolu dziś nauczył się mówić: farba, pędzel, Bartuś, jutro!
a to dlatego, że Bartuś to jego kumpel, ponoć chłopczyk który się nim opiekuje i go zabawia. pędzel i farba bo mieli zajęcia - farbami malowali kroplę wody - Mateusz nie uczestniczył w zajęciach bo nie chciał....to dostał do domu, niebieską farbę pędzel i kroplę do pomalowania :) do oddania jutro. tylko przekroczyliśmy próg domu i już malowaliśmy.

będzie dobrze, co nie?
musi być.

poniedziałek, 4 listopada 2013

pech

no i klaps.
zamiast pierwszego dnia w przedszkolu mojego Syna - mieliśmy wizytę u lekarza.

cholera jasna.

clemasine. neosine. wapno. inhalację. dexapico. i katar do pasa.
bez antybiotyku.

i tak zastanawiam się czy to efekt naszego chodzenia w tamtym tygodniu przez 3 dni w każdym po 1 godzince właśnie do przedszkola na tak zwaną integrację, aby dziś Mateusz wiedział o co w tym całym przedszkolu chodzi, czy to po prostu ta pogoda wiosenna jesienią.

czekaliśmy na ten dzień 2 lata 6 miesięcy i 18 dni - to poczekamy jeszcze tydzień.

niedziela, 3 listopada 2013

nowy członek rodziny :)

taaa daaaaaaaa
:))
znajda, przyszła na wycieraczkę.
nazywa się Basia.
i od wczoraj jest nowym członkiem Naszej rodziny!

te chusteczki z foto to kołderka, żeby było Basi ciepło. pomysł Mateuszka.