poniedziałek, 23 kwietnia 2012

problem

pisałam, no mówiłam ostatnio o tym jak mój mąż kocha piłkę nożna no i się doigrał...........(ale to zaraz)

jak zaczęliśmy ze sobą być mąż na boisku doznał kontuzji, w 2006 roku miał jedną operację artroskopię kolana, a czerwcu miał drugą rekonstrukcję wiązadeł krzyżowych w tym samym kolanie! w szpitalu na pierwszej spędził tydzień, a drugiej 6 tygodni! my byliśmy ze sobą nie cały rok, ja pędziłam do Świebodzina (tak tam gdzie stoi teraz wielki Chrystus) od domu ok 200 km, najpierw pociągiem do Zielonej Góry później autobusem....miłość! no i już było trzeba skończyć, ok rok rekonwalescencji, ale mąż po roku wrócił na boisko. no i aż do soboty bierzącego roku: nieważne czy mecz ligowy, zakładowy, sparing, trening, ważny, mniej ważny, pucharowy, klubowy itp. zawsze był. zawsze jechał. zawsze grał. wracając do soboty - tym razem mecz o puchar prezesa z pracy - koledzy prosili więc pojechał. wrócił ze skręconym kolanem. w nocy nie spał z bólu. w ndz już nie chodził i nie stawiał nogi. eh. udało mi się go zarejestrować na USG (150zł), oraz (tu dobrze, że mama pracuje w służbie zdrowia i trochę pomogła) do ortopedy - który zrobił punkcję (wyciąganie igłą wodę z płynem z kolana - nic przyjemnego) i powiedział, że źle nie jest, mąż ma rehabilitację, kulę, 4 tygodnie zwolnienia, ma się oszczędzać, nie ma nic zerwane, można powiedzieć tylko - łękotkę, rzepkę oraz wiązadła boczne, nadszarpane, mocno stłuczone - dlatego tak boli. po punkcji opuchlizna zeszła. ale wiecie jak to teraz wygląd mam drugie dziecko! ubrać, rozebrać, pomóc, przynieść, podać, najgorsze jest to, że Matt nie rozumie, że tata go nie może na ręce wziąć i się z nim bawić. bo nogę trzeba obkładać lodem i leżeć z nią w górze! mąż zapowiedział, że definitywnie koniec z graniem, będę trzymać go za słowo! a wręcz postaram się o to aby zapomniał o piłce i znalazł sobie nowe hobby może wędkarstwo? 
mówię o mężu jakby był piłkarzem, ale moje drogie mąż w większości grał charytatywnie bądź z racji chęci no i bo to hobby! a za wygrany mecz uważajcie sumaaaaa 50 zł! naprawdę jest o co łamać nogi i skręcać kolana.
trzymajcie kciuki żebym dała radę!

2 komentarze:

  1. O masakra !!! Dziecko to dziecko, mały pikuś, bo nie rozumie, nie umie , nie potrafi itd itp ale leżący w domu kontuzjowany facet to dopiero mega masakra. współczuję Ci !!! A temat mi bliski, mój szwagier, to chyba historia wielu miłośników piłki nożnej, z tym że ta znana mi, mojego szwagra zakończyła się po Iszej operacji.

    OdpowiedzUsuń
  2. rozumiem o czym mowisz.. ja mieszkam w malej wiosce, tutaj tez jest klub sportowy, ale prawie kazdy moj kolega gral w tym klubie lacznie z moimi bracmi. Jeden skonczyl gdy wlasnie rozlala mu sie torebka stawowa w kolanie, nie mogl juz wrocic na boisko, drugi brat gral tak dlugo az mu sie znudzilo, teraz sie ozenil i ma dziecko, przestal grac, ale mam takich kumpli co wlasnie ozenieni, dzieci maja i dalej graja.. zamilowanie! dlatego rozumiem Twojego faceta, ze chce grac. Moj maz tez gral dla przyjemnosci, ale przestal.. i wiem, ze za takie mecze duzo wlasnie sie nie dostaje, a chcialoby sie ehh.. trudno.. teraz najwazniejsze, aby doszedl do siebie, tylko przez te glupie granie, do pracy nawet chodzic nie umie.. :( musicie do jakos przetrwac;)

    OdpowiedzUsuń