...ze znajomymi.
w styczniu tego roku stwierdzieliśmy, że może zaproponujemy naszym znajomym wspólne wakacje. widzieliśmy wtedy same plusy, mamy dzieci w tym samym wieku no z przewagą dla Mateusza bo 3 miesiące starszy, no i my jak dzieci pójdą spać będziemy mieli wieczory aby pogadać, lub grillować, piwkować.
no to pojechaliśmy.
Boże.
to było coś strasznego. jak ludzie są inny jak jesteś z nimi kilka godzin dziennie a ciągle przez 24h. masakra.
ja miałam dość Ich dziecka. głośnego. wrzeszczącego. wybuchowego. zadziornego.
w trakcje wakacji to myślała, że to może my jesteśmy nienormalni. że żyje i chowa się dzieci inaczej. bo ja klapsów nie uznaję, nie uderzyłam dziecka nigdy. a tamci swojemu dziecku nie przesadzam ale z 5 razy dziennie.
jak pojechaliśmy razem to Oni myśleli, że wszędzie RAZEM będziemy chodzić...my tak sobie tego nie wyobrażaliśmy. chcieliśmy pobyć sami. mamy dzieci, ale mamy też inny tryb życia. Nasz Mati spał różnie, było upalnie, a on nie chciał przesiadywać na plaży. dzieci jak to dzieci wyrywały sobie zabawki....
albo jak jestem głodna to idę i jem, kupuję, robię czy coś. a nie patrze i czekam co oni będą robić. każdy ma swoje życie. jedziemy razem OK, jesteśmy razem na plaży czy jak dzieci śpią, ale nie ciągle.
wiecie co Oni nie mieli imion, Oni ciągle byli "dziubkiem' albo "kotkiem". ja rozumiem kochają się. są małżeństwem, mają syna. można i nawet trzeba okazywać sobie uczucia, ale to już było aż śmieszne...
to może i są głupie niuanse. i możecie się śmiać, że miałam dość, po takim czymś.
ja przede wszystkim patrzyłam na dobro własnego dziecka, które ewidentnie nie polubił Ich syna. ale z tego względu, że tamten nie mówi, tylko się drze, a jak się bawiL to odgłosy jakie On z siebie wydawał dla mnie były przerażające...
znajomi powiecie, powinniśmy znać i się dobrać.
naprawdę żałuję, że pojechaliśmy razem.
Mati zachorował to raz, a dwa właśnie Oni.
stąd mówię, że wakacje były do d**y.
następnym razem naprawdę głęboko się zastanowię zanim z kimkolwiek pojedziemy na wakacje. bo już tyle razy byliśmy sami i było bosko. teraz podkusiło...
ech...